10 wrz 2012

Co w trawie piszczy?

Czyli wieści prosto z pól i łąk. Taka skromna seria, w zamiarach której będzie przedstawienie co ciekawszych obserwacji poczynionych w terenie. 

W terenie określonym, bo obejmującym wielohektarowe pasmo nieużytków mieszczących się na skraju miasta, w sąsiedztwie kompleksu leśnego z projektu Natura 2000. 

Bogatą florę pól tworzą nawłoć kanadyjska (Solidago canadensis L.) - będąca gatunkiem dominującym, jak również bylica polna, koniczyna polna, krwawnik, rdest ptasi, wszelkie trawy i wiele innych pospolicie rosnących chwastów. Wiodącą grupę stanowią przede wszystkim gatunki wysokie, chociaż warto podkreślić, że teren jest zróżnicowany zarówno pod względem rzeźby terenu czy występujących ziem.

Oczywiście takie siedlisko przyrodnicze zapewnia schronienie dla wielu taksonów zwierzęcych. Przede wszystkim owadom, gromadzie wyjątkowo licznej i różnorodnej, ale także ptakom, gadom czy nawet ssakom. I właśnie tym grupom, w tej serii, poświęcać będę swój czas.

Obserwacje z dnia 9.10.2012


Miłym zaskoczeniem było pierwsze spotkanie z łatczynem brodawnikiem  (Decticus verrucivorus). Owad zachowywał się iście leksykonowo; generował dość nieprzyjemne, mechaniczne dźwięki przywodzące na myśl uderzające o siebie ostrza nożyczek. Był krępy, masywny, o bardzo silnie wykształconych odnóżach tylnych. W chwili spotkania przemieszczał się głęboko wśród niskich traw. W sytuacji zagrożenia wykonywał spore susy, przypominając przy tym bardziej żabę niż owada. Nie niepokojony natomiast żerował w pobliżu przetrząsając poszycie. Napotkany osobnik nie był zbyt płochliwy, pozwalał obserwować się z odległości już 20-30cm. 


Kolejnym widzianym gatunkiem był długoskrzydlak sierposz (Phaneroptera falcata). O tyle ciekawym, że znajduje się on na czerwonej liście gatunków zagrożonych w Polsce. To spotkanie, czy wiele innych przyczyniło się jednak do podjęcia weryfikacji nt faktycznego statusu tego wdzięcznego pasikonika. 


Gąsienica barczatki malinówki (Macrothylacia rubi) stanowiła nie lada zoo-gratkę. Po pierwsze okazała się być larwą bardzo dużą, przynajmniej na szerokość dłoni. Po drugie posiadała efektowną rudobrązową sierść, która swoją sprężystością zawstydziłaby nie jednego ssaka. Na próżno proponowałem jej trawę czy liście . Gąsienice bowiem żerują na wrzosie, koniczynie, lucernie czy - zgodnie z nazwą - na malinach. 


Zdjęcia: Wikimedia Commons

2 komentarze:

  1. Warto dodać, że jak wiele innych gatunków larw, zrzuca nieprzyjemne, kłujące "włoski" w celach obronnych. Moje obserwacje pokazały, że włosek taki, jest niemal niemożliwy do usunięcia palcami bądź pęsetą, jednak całkiem łatwo można się go pozbyć wodą z mydłem. Takich kąpieli potrzeba jednak kilka i nie kończy to przygody z gąsienicowym orężem. po usunięciu włosków skóra w zaatakowanych miejscach staje się podrażniona: zarumieniona i swędząca, a na jej powierzchni wyskakuje delikatna wysypka. Warto jednak zaryzykować dla kilku chwil z tą jedwabiście miękką larwą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam gąsiennic nie lubię :)

    OdpowiedzUsuń