17 wrz 2012

Zbiornik 'Gilów' (Lubin)

W czasie wędrówek rzadko kiedy zadowalam się wytyczonymi szlakami przez zarząd terenu miasta czy nadleśnictwo. Nie jestem jednak ignorantem. Jestem świadomy tego, jak ważne jest trzymanie się ustanowionego szlaku. To jeden z najprostszych środków prewencyjnych dla ekosystemu. Roślinom i zwierzętom gwarantuje nieskrępowany rozwój, osobistą niszę i przyrodniczą intymność. Wszelkie butelki, puszki czy reklamówki lądują co najwyżej w granicy wzroku od szlaku. Ale jak wiadomo, bywa różnie. Ludzie, którzy naturę szanują i ją znają, są świadomi jej delikatności i potęgi.. nigdy jej nie zaszkodzą, po prostu.



I tym pięknym wstępem chciałbym przejść do właściwej treści noty; mianowicie do zbiornika, do którego w latach 70 odprowadzano odpady kopalniane. Ale to przeszłość. Dzisiaj stanowi prawdziwą ostoję dla dzikich zwierząt. Ale aby do niego dojść pieszo, należy przedzierać się nie przez brzozowy młodnik, a prawdziwe reliktowe grądy (powyżej). 

W dolnośląskich lasach królują jagody, jeżyny, dzikie porzeczki, ale również chmiel. W ostępach można spotkać jego charakterystyczne szyszki, liście i pnące łodygi. W trakcie wędrówki wielokrotnie zmienia się rzeźba terenu. Na fotografii sceneria ze wzniesienia 30-40 metrów, skąd podziwiać można korony pobliskich drzew. 


I wreszcie, po przebadaniu traktów i ścieżek, po przekroczeniu ściany lasów, pośród dębów i lip przebija się widok zapierający dech w piersiach chyba każdemu, a którego z pewnością nie oddają podrzędne matryce aparatów komórkowych. Zbiornik 'Gilów'. Obecnie dzikie, skryte przed ludzkim wzrokiem i oddziaływaniem siedlisko fauny i flory. 


Jezioro (dł. prawie 700m, szer. nieco ponad 400m) wraz z terenem wokół to otwarta przestrzeń sięgająca wzdłuż prawie 3km łącznie. Choć kiedyś składowano tu prefabrykaty, dzisiaj ciężko byłoby wyobrazić sobie podobny stan rzeczy. A to za sprawą wstępującego na brzegi runa, krzewów, a nawet drzew. Mówiąc krótko, mamy do czynienia z sukcesją ekologiczną, dziełem przyrody, nie człowieka. Dominują tu trzciny, i trawy moczarowe, w dalszej linii gęste skupiska brzóz. Gdzieniegdzie nieśmiało przebijają się topole, pozostałość po drzewach nasadzonych wiele lat temu przez górników. 


I choć Gilów z każdym rokiem traci objętość, to wciąż stanowi azyl dla przebywających w pobliskich lasach zwierząt. Podmokłe brzegi znaczą tropy saren, lisów czy dzików w sporych ilościach. Z kolei na powierzchni samego zbiornika odpoczywa wodne ptactwo. Zbiornik odwiedzają gromadnie żurawie, dzikie gęsi, brodzące podobno wielu gatunków. W dniu moich obserwacji Gilów okupowało stado łabędzi niemych, perkozków oraz tłumnie zgromadzone ptaki z rodziny biegusów. W oddali żerowała para kruków.


Pozostałością po poflotacyjnym charakterze zbiornika została wieża obserwacyjna, do której można dostać się tunelem mieszczącym się pod jeziorem - od kilku lat wstęp do niej jest niestety wzbroniony 


Dziki charakter porzuconego Gilowa zrobił na mnie wrażenie. Zauroczył i zachęcił do poszukiwań. Okazuje się bowiem, że prawdziwa przyroda znajduje się wokół nas, należy jej tylko wytrwale poszukać. Mam nadzieję, że Gilów pozostanie namiastką natury, pozwoli cieszyć zarówno zwierzęta, jak i miłośników ich zwyczajów. I nikogo więcej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz